Nie pij tylko dziś!

Historia leczenia uzależnienia Dominika

Urodziłem się w rodzinie…trochę dysfunkcyjnej. Raczej biednej. Razem z rodzicami i z dziadkami mieszkaliśmy w jednym domu. Mój dziadek, „szef domu”, był typowym dyktatorem. Udawał, że dba o wszystkich i wszystko, a tak naprawdę wszystkimi i wszystkim rządził. Moja babcia była… po prostu świętą już za życia. Jak to często bywa w domach, gdzie nie stroni się od picia alkoholu, dochodziło do spięć i awantur, najczęściej między moim ojcem i jego teściem, czyli ojcem mojej mamy. Już od początku małżeństwo moich rodziców było skazane na porażkę. Mama, inteligenta i wrażliwa kobieta, zakochała się w prostym , acz bardzo dobrze prezentującym się chłopaku z warszawskiej Pragi. W domu bardzo często odbywały się imprezy rodzinne i towarzyskie spotkania. Przeważnie to dziadek, senior rodu zapraszał do swojego domu gości, nakazując babci zastawić stół i dbać o to, aby niczego na nim nie zabrakło, on zaś dbał o napitki i biesiadną atmosferę. Pamiętam, że jeśli goście nie zachowywali się po jego myśli, mogli liczyć na pewną awanturę z jego strony. Kiedy miałem 6 lat rodzice postanowili się rozejść i poszukać szczęścia dla siebie, ale już osobno, jednak ani jedno, ani drugie nie brało mnie w tym swoim szczęściu pod uwagę. Zostałem. Wychowywali mnie babcia i dziadek. Babcia uczyła mnie wszystkiego, co dobre, wrażliwości, lojalności i wiary w sprawiedliwość. Prowadzała na religię i do kościoła. Dziadek rządził twardą ręką, zawsze mi powtarzał, „albo cię ktoś lubi i szanuje, albo musi się ciebie bać”. W takich oto normach dorastałem…

Kiedy miałem już tyle lat, żeby móc biegać z chłopakami po osiedlu i nawet trochę dalej, wiedziałem, że trzeba być twardym, sprytnym i przebiegłym, żeby nie dać się przerobić przez innych. Tę cechę odziedziczyłem po tacie. Po mamie miałem wrażliwość i…jak to mówią inni, inteligencję. Było mnie wszędzie pełno… Byłem lubiany przez kolegów/rozrabiaków, ale i przez koleżanki. Lubiłem ich towarzystwo.

Zawsze chciałem pokazać się z jak najlepszej strony, nawet kiedy robiłem coś głupiego lub złego, chciałem zrobić to lepiej niż inni. Chciałem być najlepszy, od zawsze…

Babcia modliła się za mnie, dziadek ganiał za brak posłuszeństwa, a pozostała rodzina (wujkowie i ciotki od strony mamy i ojca) pomagali, jak mogli finansowo. Ojciec założył drugą rodzinę, matka wyjechała. Do szkoły miałem „pod górkę”. Uratowało mnie tylko to, że miałem talent sportowy i muzyczny. Dzięki temu nigdy nie musiałem powtarzać klasy. Bo kiedy trzeba było reprezentować szkołę na zewnętrznych zawodach bądź konkursach, dawałem radę 🙂

W Podstawówce nie ciągnęło mnie do alkoholu, papierosów nigdy nie paliłem, ale rozrabiać i umawiać się z dziewczynami, zawsze lubiłem. Nigdy nie tolerowałem pijanych ludzi, pogardzałem nimi, nie mogłem rozumieć jak można wydawać pieniądze na alkohol.

Pierwszy kieliszek…

Pierwszy pity przeze mnie alkohol pojawił się w szkole średniej. Wtedy rozpoczął się dla mnie okres niekończących się imprez. Domówki, dyskoteki, kluby i wyjazdy. Nawet nie wiem, skąd miałem na to pieniądze. Trochę handlowałem na bazarach, między znajomymi, trochę też wpadło od rodziny i jakoś było na ciuchy i zabawę. W szkole piłem już dużo i często się upijałem. Film urywał mi się za każdym razem. Gdyby nie sport i „dobre koleżanki” popłynąłbym już dużo wcześniej.

Mimo wszystko miałem jeszcze odrobinę własnej ambicji. Chciałem coś osiągnąć, być kimś (przynajmniej zawsze tak mówiłem).

Już wtedy wiedziałem, że nie pójdę do wojska, bo tam trzeba się słuchać, być zdyscyplinowany, rano wstawać, układać wszystko „w kostkę”, a to nie dla mnie. Kombinowałem z różnym szkołami na tzw. przeczekanie. I w końcu pierwsze pozytywne decyzje. Jedna z moich narzeczonych (taka z dobrego domu i w ogóle) namówiła mnie na studia, które mnie interesowały i dawały mi satysfakcję, o których zawsze marzyłem. Zrobiłem to. W czasie studiów rozpocząłem też pracę zawodową. I znowu mi się poszczęściło. Przyjęto mnie do międzynarodowej firmy o profilu, który dawał mi ogromną satysfakcję, byłem bardzo dumny z mojej pracy. To był dla mnie mega krok do fajnego, innego świata. Na uczelni i w pracy czułem, że jestem potrzebny i doceniany. Lubiano mnie pomimo tego, że mało było we mnie pokory, za to dużo tylko sprytu i pozytywnego cwaniactwa, pewności siebie i zawsze dużo uśmiechu. Jednak, jak to bywa, jak jest u mnie dobrze, to zaraz musi być źle. Pieniążki, imprezy, nowe kontakty, nowe możliwości, poprzewracały mi w głowie.

… i następny

Zarabiałem, wydawałem, imprezowałem, wdawałem się w różne dziwne relacje i sytuacje. W czasie tych moich „słodkich lat” założyłem rodzinę. Moja żona, pomimo wszystkich moich występków, nigdy mnie nie zostawiła, chociaż traktowałem ją identycznie jak mój dziadek moją babcię. Bo przecież ja jestem Bogiem, to i jej na pewno jest przy mnie dobrze. W międzyczasie zmarła moja mama. A mogła jeszcze żyć. Też miała problem alkoholowy. Moje piekło trwało ponad 20 lat. Były konflikty z prawem, bójki, awantury, utrata prawa jazdy i wiele, wiele innych rzeczy, o których chciałbym już zapomnieć. Rozliczyłem się z tym. Kiedy pojawił się na świecie mój upragniony syn, nie spowodowało to u mnie żadnej zmiany… Porażka i wstyd, właśnie to do siebie czułem. Aż w końcu przyszedł moment, kiedy naprawdę uświadomiłem sobie, że żyję, a raczej wegetuję, tylko w ładnym opakowaniu, bez godności, bez honoru, bez ambicji. To był czas, kiedy na serio pogodziłem się z tym, że jestem alkoholikiem i że nie mam na to wpływu. Zaakceptowałem to, postanawiając coś z tym zrobić.

Ośrodki leczenia uzależnień

Jeszcze, kiedy piłem, zdarzały się próby ratowania samego siebie. Nie dla siebie, tylko dla innych! Drogie detoksy, rozmowy z ludźmi, którzy mają podobne doświadczenie, spotkania z trzeźwymi alkoholikami i lekarzami. Wszystko to mobilizowało mnie na chwilę. Potem był też strach. Strach, że nie podołam, że będę chciał się jeszcze napić, bo to było przecież oczywiście, że będę chciał się jeszcze napić.

Często słyszałem, NIE PIJ TYLKO DZIŚ. I…i w końcu to zrobiłem. Nie było łatwo, ale zrobiłem to, co mówili mi terapeuci i inni trzeźwi alkoholicy. Były momenty zawahania się, rezygnacji, zapicia, ale nie było już komfortu picia. Z głupkowato roześmianej twarzy zniknęła drwiąca mina, a zagościła pogoda ducha, pokora i zrozumienie drugiego człowieka.

Zmieniłem pracę, znajomych, nie jeżdżę tam, gdzie piłem i nie spotykam się z tymi, z którymi piłem. Polubiłem ciszę, spokój, dobro i mam ogromną wdzięczność za to wszystko, co mam i kim teraz jestem. Spotkałem na swojej drodze do trzeźwości świetnych ludzi. Lekarzy, terapeutów, zakonników, ale też członków wspólnoty AA. Ze wszystkimi z nich mam codzienny kontakt i wzajemne, zdrowe relacje.

Dziś sam zajmuję się krzewieniem trzeźwego stylu życia. Nie piję kilka lat. Pomagam ludziom, którzy oczekują pomocy w swoim uzależnieniu. Mogę dzielić się z nimi moim doświadczeniem, wspierać ich, pokazywać im kierunek ku lepszemu życiu. Tłumaczyć, że na ich ułomności jest rozwiązanie, trzeba tylko tego mocno pragnąć i działać. Dzięki temu, że sam jestem uzależniony od alkoholu, mogłem spokojnie porozmawiać i rozliczyć się emocjonalnie z moim tatą, który zmarł nie dawno jako trzeźwy alkoholik, wybaczając mu to, co nie powinno wydarzyć się w naszym życiu.

Moja rodzina jest teraz szczęśliwa i spokojna, są ze mnie dumni. Chociaż czasami chcieliby mieć mnie więcej dla siebie w domu, wiedzą, że kiedy mnie nie ma z nimi, to na pewno pomagam innym, tak jak mi ktoś kiedyś pomagał. Zostali przy mnie tylko ci znajomi, którzy zawsze wspierali mnie i wierzyli we mnie. Wierzyli, że wszystko się ułoży. Dziś dziękuję im wszystkim z całego serca i przepraszam za zło, które im wyrządziłem.

Chcę przekazać od siebie, że uzależnienie komplikuje życie, robi z nas niewolników. Dlatego nie można z tym walczyć, bo i tak przegramy, alkohol i narkotyki to silna, niezwyciężona substancja. Ilekroć próbujesz z nią walczyć, przegrywasz. Trzeba się poddać i ogłosić kapitulację. Wtedy paradoksalnie wygrasz. Będziesz trzeźwy i zdrowy.

Będziesz żył!

Życzę tego wszystkim, którzy jeszcze szukają rozwiązania. Ono jest, trzeba tylko odważyć się na uczciwość wobec siebie.

Pomoc znajdziesz w ośrodku leczenia uzależnień. Tutaj spotkasz się ze zrozumieniem i fachową pomocą. Spotkasz ludzi, którzy tak, jak Ty przeszli piekło i chcą w końcu spojrzeć bez strachu w lustro. Ty też możesz być trzeźwy tak jak ja.

Uzależnienie można pokonać, czy jest to alkohol, leki czy narkotyki. Jestem tego żywym przykładem. Detoks i terapia są tutaj kluczem do sukcesu, którym jest Twój czysty i trzeźwy umysł.

Pracownicy ośrodka leczenia uzależnień Twój Detoks wierzą w Ciebie. Skoro zajrzałeś tutaj i przeczytałeś moją historię, to znaczy, że jesteś gotów do zmiany. Do zmiany na lepsze. Uwierzyłem w siebie, teraz wierzę w Ciebie.

Ośrodek zapewnia opiekę, wsparcie i pomoc.

Dominik, ojciec, mąż,
trzeźwy alkoholik.

 

 

+48 502 861 663


ZADZWOŃ
darmowa infolinia
 

MediRaty

Istnieje możliwość finansowania naszych usług za pośrednictwem MediRaty.pl