Drugie życie. Wolność i wybór.

historia Pauliny

Paulina — Drugie życie. Wolność i wybór.

Mam na imię Paulina, mam 36 lat. Jestem trzeźwa od roku.

Małomiasteczkowa samotność

Pochodzę z niewielkiego miasteczka pod Warszawą. Jestem jedynaczką. Zawsze byłam oczkiem w głowie tatusia. Ojca, którego prawie nigdy nie było w domu. Jeździł po kraju, był zawodowym kierowcą i zaglądał do domu jedynie od święta i czasami w weekend. Nie powiem, kiedy był to poświęcał mi czas i uwagę, ale dla mnie to i tak było mało. Czułam się samotna. Bez rodzeństwa, z ojcem w ciągłej trasie i z matką, która prowadziła własny salon fryzjerski. Mama ciężko pracowała całymi dniami, a wieczorami tkwiła w papierach i dokumentach. Kiedy byłam dzieckiem najwięcej czasu spędzałam albo przed telewizorem, albo przed komputerem.
Ciekawie zaczęło się robić, kiedy szłam do szkoły średniej. Zaczęły się kłótnie odnośnie do mojej przyszłości. Mama powtarzała w kółko, że całe życie spędziła na prowadzeniu swojego salonu i doszła do takiej renomy (najpopularniejszy salon w miasteczku) tylko dla mnie. I jako jej jedyne dziecko mam przejąć po niej interes. Nie miało znaczenia to, że nie chciałam być fryzjerką, ani nie chciałam mieć nic wspólnego z tym interesem. Ojciec, co prawda mówił, żebym dała sobie czas na odnalezienie swojej drogi, ale, jako że był w domu rzadko, to niewiele mi to pomagało. Miałam dosyć ciągłego gadania o tym, jak to mama się poświęca dla mojej przyszłości. Nie liczyło się to, co sama chciałam. A co chciałam? Marzyły mi się podróże. Uczyłam się pilnie języków obcych (angielskiego i niemieckiego), zawalając przy okazji pozostałe przedmioty. Chciałam pracować w biurze podróży i zwiedzać świat. Miałam w sobie żyłkę podróżnika jak ojciec. Matka tego nie rozumiała.

Bunt nastolatki

Atmosfera w domu była czasami tak potworna, że wolałam nie wracać do domu. Zaczęły się nocowania u koleżanek. Nie wszystkie były grzecznymi nastolatkami. Spotykałam się z dziewczynami, które też miały różne problemy. Weekendy spędzałyśmy na dyskotekach. Tam zaczęły się papieroski i piwko. Na początku było jedno piwo, czasem dwa. Zdarzały się jednak takie imprezy, po których byłam chora przez tydzień. Czasami urywał mi się film i budziłam się w miejscach, o których wolałabym nie pamiętać.

Wpadka

Po jednej z takich eskapad okazało się, że jestem w ciąży. Najgorsze było to, że nie wiedziałam nawet, kto jest ojcem. Był szok i załamanie. Miałam 17 lat, a pod moim sercem biło drugie, mniejsze serduszko. Rodzice w tamtym czasie byli dla mnie ogromnym wsparciem. Wiadomość o tym, że zostaną młodymi dziadkami, wstrząsnęła nimi. Nie byli szczęśliwi z okoliczności, w jakich doszło do całej sytuacji, ale obiecali mi pomoc. W czasie ciąży dalej ciągnęło mnie do wyskoków, ale nie było łatwo mi się wyrwać. W tym okresie kilka razy zdarzyło mi się wypić. Żałuję tego do tej pory. Na szczęście Piotruś urodził się zdrowy.

Nowa rola i zapijanie samotności

Nowe obowiązki, nowe życie, nowa rola — matki, zmusiły mnie do rezygnacji z marzeń. Jak mogłam podróżować z małym berbeciem uwieszonym u szyi? Zaczęłam pomagać w salonie fryzjerskim mamy i powoli wdrożyłam się we wszystko. Byłam uzależniona finansowo od rodziców, czułam milczącą presję ze strony matki, która tylko obserwowała i podrzucała mi coraz więcej swoich zajęć. Tłumaczyła się pogarszającym zdrowiem. W zamian opiekowała się Piotrusiem. To był w miarę spokojny okres w moim życiu. Zapanowała w nim monotonia. Dziecko, praca, dom. Wieczorem piwo, czasem dwa, albo i trzy. Jednak tylko wtedy, gdy nikt nie widział. Rano wstawałam na lekkim rauszu, wysyłałam syna do przedszkola i szłam do pracy. Dzień w dzień.
Miałam wszystkiego coraz bardziej dość. Kochałam Piotrusia, ale czasami miałam naprawdę dość. Denerwował mnie tym, że potrzebował mojej uwagi, gdy ja chciałam się przespać. Gdy bolała mnie głowa, on krzyczał, że chce iść na spacer. W końcu doszło do tego, że irytowała mnie jego obecność do tego stopnia, że weekendy spędzał u moich rodziców. Tłumaczyłam im, że Piotruś się za nimi stęsknił i bez skrupułów zostawiałam go na progu ich mieszkania. Miałam wtedy wolny weekend tylko dla siebie. Robiłam większe zakupy w monopolowym i cały sobotni wieczór spędzałam z piwem przed telewizorem. Piotrusia odbierałam dopiero w poniedziałek po pracy, bo rano do przedszkola odstawiali go dziadkowie.

Natrętne myśli i szukanie okazji

Kiedy byłam w pracy, zajmowałam się domem, prowadziłam samochód, rozmawiałam z klientkami — myślami byłam gdzie indziej. Myślałam o tym, kiedy będę mogła sobie coś „łyknąć". Zaczęłam nosić w torebce małpki. Pociągałam w łazience, na zapleczu. Wystarczył mi jeden łyk i mogłam dalej pracować i normalnie funkcjonować. Tylko powtarzało się to coraz częściej i częściej. Nie zwracałam uwagi nawet na to, że wsiadałam za kierownicę po kilku małych łyczkach. Usprawiedliwiałam się, że przecież to prawie tyle, co nic.

Dzień, który wszystko zmienił

Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, gdy po wyjątkowo paskudnym dniu w pracy (i trzech małpkach wysączonych w tajemnicy), wsiadłam do samochodu i ruszyłam odebrać Piotrusia z przedszkola. Na szczęście nie zdążyłam go odebrać. Rozbiłam samochód tuż przed budynkiem przedszkola. Auto owinęło się wokół drzewa. Cudem przeżyłam i wyszłam z tego z kilkoma tylko zadrapaniami. Roztrzęsiona, zadzwoniłam tylko do mamy, by mi pomogła. Płakałam do słuchawki, że prawie zabiłam własne dziecko. Gdyby Piotruś był ze mną w samochodzie — nie przeżyłby. Miejsce, gdzie był fotelik było całkowicie zmiażdżone.
Zdałam sobie sprawę, że doprowadziłabym do tragedii. Straciłabym dziecko, które kochało taką niedobrą, obojętną matkę. W tym momencie brzydziłam się sobą i swoim życiem. Czułam do siebie fizyczny wstręt. Po powrocie do domu wyrzuciłam cały pozostały alkohol, jaki miałam w domu. Kiedy mały usnął, usiadłam przed komputerem. Trzęsłam się, mając świeżo w pamięci to, co pozostało z samochodu. Wpisałam w wyszukiwarkę: ośrodek leczenia uzależnień Warszawa.

Ośrodek leczenia uzależnień i moja spowiedź

Trafiłam na "Twój Detoks". Po rozmowie telefonicznej umówiłam się na spotkanie z terapeutą.

Opowiedziałam o sobie wszystko, jak na spowiedzi, a muszę przyznać, że taka spowiedź z całego swojego życia to bardzo bolesna rozmowa. Rozmowa serca z duszą i rozumem. Przeszłam terapię w ośrodku Twój Detoks. Pobyt tam pomógł mi uporać się z moimi demonami, tymi z przeszłości i z teraźniejszości. Rozmowy z ludźmi, którzy podobnie, jak ja popełniali błędy i tracili przy tym siebie, dały mi świadomość tego, że nie jestem sama. Nie tylko ja czuję się samotna i bezsilna. Terapia pomogła mi odnaleźć w sobie siłę do tego, by żyć i zaakceptować swoje słabości. Teraz wiem, że alkohol nie ułatwi mi życia, a da jedynie złudne poczucie, że jest wszystko ok. Nie jest ok, gdy nie jesteś trzeźwy/a. Tylko trzeźwość umysłu daje człowiekowi prawdziwą wolność odczuwania i wyboru.

Z nadzieją w przyszłość

Ten rok był dla mnie trudny, ale pozwala mi patrzeć w przyszłość z nadzieją. Bywają gorsze dni, gdy mam ochotę na chwilę się zapomnieć, ale wtedy wracam myślami do tego, co przeżyłam. Wracam do wypadku i do terapii. Wtedy przypominam sobie, że warto być trzeźwym, by pozostać sobą. Teraz patrzę na swoje odbicie w lustrze i uśmiecham się do siebie, bo wiem, że dokonałam właściwego wyboru.

 

+48 502 861 663


ZADZWOŃ
darmowa infolinia
 

MediRaty

Istnieje możliwość finansowania naszych usług za pośrednictwem MediRaty.pl